w

Niezapomniane chwile Brave Festival

Spektakl rozpoczął się od spontanicznie i niejednostajnie wydobywających się dźwięków z instrumentów, między innymi gamelana. Muzycy, wśród nich również I Made Djimat, tworzyli niezwykły akompaniament do tańca Legong Kraton. Scena zamieniła się w miejsce, gdzie trzy barwnie ubrane kobiety, poruszały się z nieskończoną elastycznością. Ich twarze byłym niczym maski, a emocje wyrażały jedynie oczy i ruch ciała.  W asyście balijskich dźwięków, kobiety poruszały się niczym zahipnotyzowane. Wkrótce potem I Made Djimat nałożył na twarz pierwszą maskę i rozpoczął grę jednego aktora w 10 wcieleniach. Artysta tańcząc opowiadał historię, skupiając na sobie uwagę widowni. Ruchem swoich rąk wyrażał emocje i nastrój panujący w danej sytuacji. Pełne napięcia momenty przerywał nagłym zwrotem akcji. Każdy krok aktora był obserwowany, gdyż każdy wyrażał jakąś część opowieści. I Made Djimat energicznie zaskakiwał, bawił, za każdym razem będąc kimś innym. Spoiwem łączącym wszystkie postaci była muzyka. Każda kolejna odsłona Mistrza budowała napięcie między tym co święte, a tym co świeckie. Nie był to jednak koniec antagonizmów, bowiem każdy ruch na scenie zdawał się mówić o czymś innym – początkowo wprowadzając w mistyczny nastrój, przeradzał się stopniowo we wręcz cyrkowe zwroty akcji.

W drugim dniu wielkich emocji związanych z wydarzeniami Brave Festival przenieśliśmy się w dalekie obszary dawnej Persji. W wypełnionej po brzegi Sali Teatru Współczesnego wystąpił Reza Mazandarani wraz z wokalistką  Malihe Moradi a także muzykami grającymi na perskich instrumentach. Nieznane, bajeczne dźwięki, kojarzone z odległymi egzotycznymi podróżami, wydobywane były z takich instrumentów jak  Santoor, Kamancheh, Tombak oraz Shoorangiz. Pierwsza część koncertu była formą improwizacji, gdzie trójka muzyków prowadziła w iście mistrzowskim stylu rozmowę dźwiękami. Po krótkiej przerwie na scenie pojawiła się wokalista wraz z kolejnym muzykiem. Już w pięcioosobowym składzie zespół dał koncert, który publiczność nagrodziła owacjami na stojąco.

Kilka chwil po tym, jak wybrzmiały brawa w Teatrze Współczesnym, na scenie Teatru Polskiego pojawili się muzycy z 6 różnych państw. Im ciemniej, tym oczy więcej widzą, a serce więcej czuje. Koncert Blind Note rozpoczął się w zupełnych ciemnościach – słychać było muzykę, lecz nie widać było niezwykle utalentowanych wykonawców. Można jednak było mocniej poddać się płynącym ze sceny brzmieniom. Vardan Hovanissian i jego drewniany instrument nazywany duduk przeniósł nas do Armenii. Karima Baggili pokazał piękne aranżacje muzyczne na oud, zwanym także „przodkiem lutni”. Fenomenalnie, na afrykańskiej lutni hołdu, zagrał muzyk rodem z Senegalu- Malick Pathè Sow.Emre Gültekin przedstawił natomiast niesamowite dźwięki lutni perskiej. Oswaldo Hernandez – meksykański muzyk zagrał na kilku instrumentach pochodzących z Ameryki Południowej, między innymi na pandeiro, quatro, bombo, maracas oraz bongo. Natomiast Talike Gelle, wokalistka z Madagaskaru, swoim niezwykle mocnym i głębokim głosem zelektryzowała publiczność. Koncert Blind Note był magiczną i niezwykle pozytywną mieszanką brzmień świata, a wśród zachwyconej publiczności pojawiały się głosy, że był to koncert tego lata.

Ostatnim punktem programu drugiego dnia festiwalu była procesja czarnych masek grupy Mamuthones  z Sardynii. W licznej asyście Brave’wiczow, procesja ruszyła z mostu Tumskiego w kierunku Katedry. W rolę Mamuthones wcieliło się sześciu mężczyzn przebranych w ogromne owcze skóry, którzy na plecach nieśli około 30. sztuk bydlęcych dzwonków. Każda z męskich twarzy zakryta była symboliczną, czarną maską. Mamuthones co jakiś czas zatrzymywali się i tańczyli, co wywoływało dźwięki z ich ciężkich dzwonów. Towarzyszyli im Issohadores – mężczyźni którzy prowadzili pochód, a mając w rękach lassa, wyłapywali spośród tłumu poszczególne osoby.

Podczas trzeciego dnia Festiwalu w Centrum Sztuki Impart można było podziwiać multimedialny pokaz koreańskiej grupy artystycznej Be-being. Zaprezentowany przez nich projekt nosił nazwę  Yi-myun-gong-jak i był poświęcony maskom oraz tradycji ich użycia w Korei. Pokaz podzielony został na kilka odsłon, oddzielonych od siebie zielonym, czerwonym, beżowym, szarym i różowym tłem.

O godz. 21. w Teatrze Współczesnym odbyło się prawdopodobnie najodważniejsze wydarzenie tegorocznej edycji Festiwalu. Budzący uśmiech, ale i przerażenie, tętniący pierwotną energią i nacechowany niemalże zwierzęcymi instynktami – animistyczny rytuał ludu Saharyia wywarł na publice piorunujące wrażenie. 4 tancerzy i 5 muzyków zaprezentowało zgromadzonej tłumnie publiczności plemienne pieśni, ukazując jednocześnie swoją niezwykle bogatą tradycję. Przejawiała się ona w ekspresyjnej mimice, dynamicznych ruchach ciała, muzyce, śpiewach a także osobliwych malunkach na ciele. Tancerze naśladujący ludzi, bóstwa, demony i zwierzęta, przy akompaniamencie muzyki granej na tradycyjnych indyjskich instrumentach wpadali w trans, a wraz z nimi publiczność. Ten występ wymagał od niej odwagi, ale i otwartości na nieznane, inne, niezrozumiałe i jak co roku publiczność Brave udowodniła, że jest gotowa na przyjęcie kultur skazanych na wygnanie.

Filmowy Brave

W sali NOT-u Kina Warszawa we Wrocławiu, w ramach przeglądu filmowego można było obejrzeć niezwykłe filmy. Pierwszym z nich jest nominowana do Oscara „Opowieść o płaczącym wielbłądzie”, stanowiąca wzruszającą opowieść o mieszkańcach pustyni Gobi, którzy próbują za pomocą rytuałów ingerować w prawa natury. Kolejny, Zimbabweński film „Ithemba”,  przedstawia opowieść o niepełnosprawnych uczniach Szkoły im. Króla Jerzego VI w Bulawayo. Natomiast „Prostytucja za zasłoną” to mocny i przekonujący dokument o kobietach lekkich obyczajów. Za realizację tego materiału reżyserka została ukarana dożywotnim zakazem wstępu do Iranu i niejednokrotnie grożono jej śmiercią. Francusko-izraelska produkcja „Z 32” , określana jako „tragedia dokumentalna w formie musicalu”, skupia się na temacie przewodnim tegorocznej edycji – masce. W filmie można zobaczyć cały kalejdoskop metod ukrywania swojej prawdziwej tożsamości. „Z 32” w 2008 roku został uhonorowany nagrodą za najlepszy film dokumentalny na Festiwalu w Gijón.

Twórcy dokumentalnego filmu „Corumbiara: Czyż nie dobija się Indian?” podjęli próbę wyjaśnienia masakry, jakiej robotnicy wycinający las tropikalny dokonali na autochtonach zamieszkujących te niedostępne niegdyś rejony amazońskiej dżungli. Obraz przedstawia pełną determinacji walkę o ratowanie mieszkańców przed zagładą, którą gotuje im cywilizacja. Film uhonorowano na IV Festiwalu Kina Ameryki Łacińskiej w Sao Paulo główną nagrodą za Najlepszy Film 2009 roku.

„Państwo psów” to z kolei środkowa część trylogii mongolskiej Petera Brosensa i zarazem jego największe filmowe osiągnięcie. Obraz zdobył aż 18 festiwalowych nagród, w tym m.in. Grand Prix w Nyon, Graz, czy w Seia. Film urzeka widza niecodzienną formą oraz dotyka największych i niezgłębionych tajemnic istnienia. Pies szukający kolejnego wcielenia stanowi perfekcyjnie wyrażoną metaforę ludzkiego życia.

W „Mieście pośród stepów” uchwycono fragmenty życia w Mongolii tuż po upadku ZSRR, gdy po trwającym ponad siedemdziesiąt lat komunizmie zarówno miasta jak i ludzie nosili liczne blizny minionego systemu. Film wyróżniono wieloma nagrodami m.in. na festiwalach w Paryżu, Brukseli, Graz i Buenos Aires. Kolejną produkcją traktującą o Mongolii jest zamknięta w interesującą formę mozaika filmowa „Poeci Mongolii” . Twórcy przedstawili ciężkie, ale za to pełne godności życie mieszkańców tego kraju podkreślając ogromne znaczenie poezji i muzyki w ich zmaganiach z codziennością. Film uznano za najlepszy dokument 1999 roku w Mongolii. Trzecią filmową propozycją na jutrzejszy dzień jest produkcja polsko-norweska. „Yodok Stories” podejmuje trudną tematykę funkcjonowania represji w Korei Północnej –  państwie totalitarnym, gdzie zakamuflowana prawda o obozach pracy przymusowej i  obozowej rzeczywistości więzi prawdziwe oblicze całego społeczeństwa. Poruszająca opowieść „Marzenie dla Kabulu” przedstawia historię ojca, który musi stanąć oko w oko z największą stratą w życiu – śmiercią jedynego dziecka. Jego syn ginie podczas zamachu na World Trade Center w 2001 roku. Japończyk, próbując nadać tej śmierci nowe znaczenie, decyduje się wyjechać do Afganistanu. Pragnie zbudować w Kabulu niezwykły park poświęcony pamięci Atsushiego, który byłby zarazem pomnikiem pokoju. Wyzwanie wykonania projektu podejmuje jeden z największych japońskich architektów – Kisho Kurokawa.

Avatar photo

Napisane przez Highlite PR

Cyberprzestępcy rezygnują ze spamu na rzecz precyzyjnych ataków

Moda na letnią (nie)pogodę