Redakcja: Duże zamieszanie u pana – kamery telewizyjne, nagrania dla radia, bezustannie dzwoniący telefon. Czy tak wygląda każdy dzień pracy?
Dariusz Nowak:- Zaczynam o ósmej, cały dzień prowadzę rozmowy z ludźmi, przygotowujemy materiały i nagrania dla mediów. Praca uspokaja się ok. 15, gdy dziennikarze
Wiedział pan, że tak właśnie będzie wyglądała praca rzecznika?
– Nie miałem pojęcia. Przez dziewięć lat pracowałem jako policjant w pionach dochodzeniowo-śledczych w Nowej Hucie. Zajmowałem się sprawami zabójstw, włamań, kradzieży i gwałtów, czyli grupą najbardziej bulwersujących przestępstw. Awansowałem na stanowisko naczelnika wydziału, a następnie zaproponowano mi pełnienie funkcji rzecznika prasowego. Zresztą przez zupełny przypadek. Jeszcze kilka lat temu, rola rzecznika miała zupełnie inny, dużo mniej znaczący wymiar. Powstawały zręby polityki medialnej, budowano struktury informacyjne. Każdy, kto przychodzi do pracy w policji, myśli głównie o łapaniu przestępców i nie zakłada, że jego obowiązki będą polegały na kontaktach z dziennikarzami. Rola rzecznika była dla policjanta zupełnie innym światem, stąd też wzięły się moje obawy wobec objęcia tej funkcji. Wszystko potoczyło się samo. Zaczęło się od kilku brutalnych zabójstw w Nowej Hucie, po których na miejscu zdarzeń zaczęli pojawiać się dziennikarze. Raz, drugi, trzeci wystąpiłem z komentarzami w telewizji, które zobaczył komendant wojewódzki i uznał, że mógłbym to robić na stałe. Nie odmówiłem.
A jednak wielu policjantów odmawia?
– To wynika z innej mentalności policjantów i dziennikarzy. Policjant chce wiedzieć jak najwięcej, ale mówić jak najmniej. Natomiast dziennikarze chcą wiedzieć jak najwięcej i mówić jak najwięcej. To jest główna dysharmonia między osobowościami policjantów i dziennikarzy. Jeżeli ktoś jest wylewny, lubi dużo mówić i nie ma z tym problemów, to zostaje dziennikarzem i interesuje się wszystkim, co dzieje się wokół niego. Niewielu policjantów chce być rzecznikami, bo mają naturę zamkniętą – wiedzą o czymś, dochodzą do pewnych rzeczy, ale stanowią one tajemnicę. W naszej pracy jest wiele obwarowań, bo co drugi dokument jest ściśle tajny, służbowy lub poufny. Znamienne jest również to, że do policji rzadko przychodzą ludzie po dziennikarstwie, a to już o czymś świadczy. Dziennikarze pracują w różnego rodzaju urzędach, instytucjach, ale nie przychodzą do policji, bo tutaj nie można mówić o wszystkim, o czym się wie, a natura dziennikarza jest taka, że mając pewną informację, chce się ją przekazać innym. Policjant nie może tego zrobić, bo złamałby prawo.
Ale nie zawsze rolę rzecznika policji pełni policjant…
– Bywa tak, ale w tej chwili nie pamiętam, czy któryś z rzeczników wojewódzkich w Polsce jest cywilem. Nie chcieli tego sami dziennikarze. Dziennikarze śledczy, którzy zajmują się tematami policyjnymi jak np. pan Jachowicz z „Wyborczej”, Kettel, Bertold i Harald, pani Ewa Kopcik z Małopolski, to ludzie, którzy od wielu lat piszą o sprawach związanych policją. To są świetni fachowcy, bo doskonale wiedzą, jak funkcjonuje policja. W momencie, kiedy pracę rzecznika podejmuje cywil i nie ma doświadczenia w pracy w policji, bo nie był policjantem, to z reguły nie jest partnerem dla dziennikarzy i nie będzie umiał dostosować się do tego, co ci ludzie już wiedzą. A wtedy sytuacja odwraca się i ten, który miał być przewodnikiem, staje się uczniem. Ja nie mam tego problemu, bo przepracowałem dziewięć lat w policyjnym fachu i wiem bardzo dużo o policji, niewiele rzeczy jest w stanie mnie zaskoczyć. Pamiętać należy o tym, że gdy rzecznik przestaje być źródłem rzetelnej informacji, to zaczyna się jej szukać u innych osób, a to już jest problem całej instytucji. Dziennikarz, który nie będzie mógł ze mną rozmawiać, pójdzie do innego policjanta lub co gorsza, do osoby spoza środowiska policyjnego. Dlatego nie jestem zwolennikiem powierzania funkcji rzecznika cywilowi, a nawet – aby był nim policjant bez doświadczenia.
Są cechy, bez których rzecznik, dobry rzecznik nie może się obyć?
– To przede wszystkim otwartość, szczerość i prawdomówność. Rzecznik złapany na kłamstwie tak naprawdę nie rozumie misji tego zawodu i jest spalony. Musi pamiętać, że rzetelna informacja i dobry kontakt
Z reguły jest tak, że dziennikarze oceniają rzeczników. Odwróćmy tę sytuację – proszę spróbować ocenić pracę dziennikarzy i powiedzieć, czego od nich oczekuje rzecznik?
– Dziennikarze są różni – tak jak różne są charaktery, czy osobowości ludzkie. Ważne jest doświadczenie dziennikarskie, umiejętność swobodnego „poruszania się” w tematach policyjnych, a przede wszystkim zaufanie
Oznacza to, że kontaktuje się pan tylko z dziennikarzami zaufanymi?
– Nie, kontaktuje się ze wszystkimi, którzy chcą się ze mną porozmawiać. Oczywiście jest też grupa dziennikarzy, właściwie po jednym dziennikarzu z każdej redakcji telewizyjnej, radiowej czy medium elektronicznego, z którym współpracuję i wiem, że cokolwiek by się nie działo, to mam jego numer telefonu i w konkretnych przypadkach mogę liczyć na kontakt bezpośredni. Rozmawiamy wtedy o przypuszczeniach, o rożnych wersjach zdarzeń i ta rozmowa ma charakter bardziej otwarty niż z dziennikarzem, którego nie znam.
Czy zdarzają się sytuacje, w których dziennikarze wykorzystują zbyt wcześnie informacje, które im pan przekazał?
– Nie ma takiej możliwości, bo byłoby to równoznaczne z zakończeniem naszej współpracy.
Ile potrzebuje pan czasu na zdobycie informacji, o którą prosi dziennikarz?
– Jeżeli to jest pilne, to kwestia jednego telefonu, bo wszystkich mam pod ręką. Jestem spod znaku bliźniąt, który charakteryzuje upór i determinacja w dążeniu do celu i jeżeli czegoś potrzebuję, to stanę na głowie, żeby tę informację zdobyć.
Kosztem całkowitego oddania się pracy…
– Niewiele miejsca pozostaje na życie prywatne. Zanim pójdę na jakąś imprezę np. wesele, to zwykle zawiadamiam dwa tygodnie wcześniej całą jednostkę, że tego dnia mnie nie będzie. To samo dotyczy wyjazdów z rodziną. Często trzeba zmieniać własne plany, bo wchodzi dyżurny i mówi, że coś się stało i trzeba zostać w pracy, więc absolutnie nie ma mowy o sztywnym szablonie dnia czy urlopu. Pamiętam, że nawet z wyjazdu na Słowację ściągnięto mnie ponownie do pracy, bo akurat wybuchła afera.
To świadczy o tym, że jest pan niezastąpiony…
– Gdybym uważał, że jestem niezastąpiony, to byłby sygnał, że jest ze mną źle i trzeba kończyć karierę. Natomiast faktycznie czuję się doceniany i bardzo mi to pochlebia. Mój szef – Komendant wojewódzki, bardzo często pyta: ”Co sądzisz na ten temat?” Słucha moich propozycji, liczy się z moją opinią – to jest docenienie i tak właśnie się czuję. W 2004 r. docenili mnie też dziennikarze, przyznając mi swoją nagrodę.
O docenieniu przez dziennikarzy wielu rzeczników spoza policji może tylko pomarzyć…
– To przede wszystkim zasługa tych lat, które spędziłem z dziennikarzami. Po części jestem idealistą i to nie zmienia się od lat, więc zawsze będę bronił podstawowych wartości, które powinny być w policji, a piętnował to, co jest w niej złe. Jestem związany ze swoją firmą i wierzę w to co robię. Ponadto nigdy nie kłamię. Mogę czegoś nie powiedzieć, ale na pewno nie będę kłamał. Nie będzie też konfliktu interesów, bo jestem zwyczajnie lojalny. Nie sprzedam informacji, więc nie będzie kuluarowych rozgrywek. Poza tym mam też sporą wiedzę, co wynika z wieloletniego doświadczenia. Przeszedłem przez wiele spraw, więc dziennikarze traktują mnie jako fachowca, bo umiem ocenić realnie daną sytuację. Poza tym jestem też zwyczajnie miły. (śmiech)
I to wystarczy?
– Rozmawiam z osobami, które chciałyby pracować w roli rzecznika policji i wydaje im się, że jest to praca lepsza niż inne, bo spotyka się w niej wielu znanych ludzi, pokazuje się w telewizji, ale to nic bardziej mylnego. Bo przecież w mojej roli nie chodzi tylko o występowanie przed kamerami, a o reprezentowanie poprzez siebie instytucji, w której się pracuje. Jeżeli dobrze nas postrzegają to znaczy, że dobrze pracujemy. Pojawia się rodzaj zaufania społecznego, które nie jest łatwo zyskać, bo ludzie z natury są nieufni. Na zaufanie trzeba więc zapracować. Zanim zacznie się pracować jako rzecznik trzeba mieć podstawy, konkretna wiedzę, bo to jest kapitał. Zacząłem pracę rzecznika z wiedzą naczelnika dochodzeniówki, poznałem policję od podszewki, znam procedury. Dwukrotnie byłem rzecznikiem komendanta głównego, ale nie chciałem zostać w Warszawie, nie przyjąłem też propozycji awansu na stanowiska wyższe, co mi proponowano, bo lubię to co robię. Ważne by mieć predyspozycje do wykonywania tego zawodu. Ludzie za bardzo uporządkowani, mający rozpisany dzień na minuty i godziny, nie sprawdzą się. W mojej pracy ciągle się coś dzieje, przyjeżdża radio, telewizja, bezustannie trzeba zmieniać swoje plany, być elastycznym, bo to jest moja praca. Trzeba też rozumieć pracę mediów. One nie mogą rzecznikowi przeszkadzać. Musimy być dla siebie partnerami, bo to jest w interesie obu stron.
Jakie są różnice wynikające z miejsca wykonywania pracy? Pytam oczywiście o Kraków i Warszawę…
– Różnica jest głównie w tempie życia obu miast i ludzi, którzy w nich żyją. Wobec tego sama praca też jest inna. Po powrocie do Krakowa mówiłem dwa razy szybciej i byłem bardziej niespokojny. Te dwa miasta mają inne temperamenty. I głównie z tego powodu nie chciałem zostać w stolicy. Warszawa to miasto szybkie, głośne i przez to nerwowe. Poza tym waga spraw podejmowanych tam jest większa. To, co jest ważne u nas, w Krakowie – w stolicy ma niewielkie znaczenie.
Nie ma pan ochoty zająć się czymś nowym, albo przeciwnie – wrócić na dawne stanowisko?
W życiu i w pracy należy ciągle się rozwijać. Pracowałem na ulicy, potem jako szef sekcji zabójstw w Nowej Hucie widziałem prawie wszystko, stąd nie chciałbym wrócić do tego, co już kiedyś robiłem. Aczkolwiek zdarza się, że czasami mam dość swojej obecnej pracy, gdy pojawiają się rzeczy absurdalne, bzdury, różnego rodzaju wymysły i pomówienia. Wtedy człowiek traci cierpliwość i jest zmęczony, ale po pewnym czasie to przechodzi. Przyznam się jednak, że po tylu latach pracy w roli rzecznika mam ochotę zrobić coś innego i pewnie wkrótce tak się stanie. Na razie nie będę zdradzał, o czym myślę.
To proszę powiedzieć, czego by pan nie chciał robić…
– Na pewno nie wybrałbym tego, na czym się nie znam. Rachunkowość i zagadnienia jej podobne to dla mnie rzeczy kosmiczne. Na pewno nie mogłyby być to też czynności, które sprawiają , że codziennie robiłbym to samo, że mój dzień byłby schematyczny. Praca musi mieć swoje tempo. Lubię kontakt z ludźmi, to jest dla mnie najważniejsze, bo dzięki temu każdy dzień jest inny i ciągle czegoś się uczę. Los dał mi możliwość pracowania z wieloma wyjątkowymi ludźmi, z którymi nigdy bym się nie spotkał.
Praca z ludźmi, brak schematu, tempo… Czy to oznacza, że zobaczymy pana po drugiej stronie, w mediach?
– Mam propozycje ze strony mediów, ale nic więcej powiedzieć nie mogę.